- no odbierz siorka... - mruczał łażąc po ogrodzie.
- ty... co ty taki zdenerwowany? - zdziwiła się Liv.
- moja siostra poszła gdzieś z Sebastianem i jeszcze jej nie ma... ona ma przecież dopiero 20 lat... - mruknął
- dobra nie martw się. Sebuś nic jej nie zrobi. Byłam z nim przez jakiś czas i był bardzo odpowiedzialny. - zaśmiała się brunetka.
- to dobrze. ale jak nie wrócą za dwie godziny ukatrupię tego bożyszcza nastolatek... - warknął i poszedł na górę. Liv śmiała się z niego przez chwilę. Potem poszła do kuchni i usiadła na blacie. "O. Ciasteczka. " odruchowo się uśmiechnęła i podkradła kilka sztuk czekoladowych przysmaków które upieczone przez Annie stygły sobie na tacy.
- ał ał ał ! gorące... - jęknęła i odłożyła ciasteczka na talerzyk.
- Cześć Liv. - uśmiechnął się James Hetfield.
- O. Dziędobry panu. - uśmiechnęła się.
- Jaki tam pan ze mnie. - zaśmiał się. Usiadł koło niej.
- Dobra. yy. James. Jesteś ode mnie starszy ... Jesteś w wieku mojego ojca! - powiedziała.
- a no tak ... - podrapał się po włosach.
- dobra. Idę sprawdzić czy tatuś jeszcze żyje . - zaśmiała się, wzięła talerzyk z ciastkami i wyszła z kuchni. Poszła do ogrodu. Tam było tak tłoczno że nie mogła znaleźć taty. Próbowała przekrzyczeć tłum. Nie wyszło jej to. Wróciła do kuchni. James nadal tam był.
- wróciłam. a tak w ogóle to widziałeś mojego ojca ? - zapytała
- słyszałem jak się drze na Duffa ... ale nie wiem gdzie teraz jest.
- nosz ... - mruknęła. Wyszła znowu. Szukała wszędzie i w końcu znalazła. Leżał pod krzesłem.
- tato wstań. - mruknęła i tyknęła go w głowę.
- oo. Liv! córeczko. - wyszczerzył się.
- co się tak szczerzysz pijaku ? jest 22 a ty już jesteś nachlany... wracam do domu taksówką ty się stąd nie ruszaj. - powiedziała i wyszła. Była zmęczona zbędnym hałasem. Zawołała taksówkę i pojechała do domu. Po drodze rozmyślała o różnych sprawach. O Sebastianie który dość szybko przygruchał sobie nową. No przecież jeszcze tydzień temu byli razem. Posmutniała. Do domu zaś wróciła zakochana para pod nadzorem Annie, Agnes i Slasha.
- gdzie to się było do godziny 22 miałaś być w domu! - Izzy był zdecydowanie zdenerwowany.
- spoko brat! Sebuś mnie pilnował. - zaśmiała się i pociągnęła długowłosego na górę.
- gdzie idziemy ? - zapytał
- spać. - wyszczerzyła się.
- ej ej ej ! - Izzy pobiegł za nimi. Dopiero teraz chyba włączyło się w nim uczucie odpowiedzialnego ojca.
- no czego chcesz! spać mi się chcę!
- ale nie z nim...
- a właśnie że z nim! Chodź tu Sebuś daj pyszczka. - Pocałowała go. Chłopak odwzajemnił pocałunek. Zatrzasnęli Izzy'emu drzwi przed nosem.
- ej! to chociaż oddajcie mi moje dzieci! - warknął i wbił do pokoju.
- puka sie! - oburzyła się dziewczyna.
- ty mi tu nie będziesz mówić kiedy mam pukać. i nie pyskuj. - warknął, wziął dzieci i poszedł. Był zmartwiony zachowaniem Leny w towarzystwie Sebastiana. Poszedł do pokoju w którym Alex leżała na łóżku głową na podłodze.
- Co robisz ? - zdziwił się
- leżę i próbuje nie słuchać tych krzyków. Głowa mnie dzisiaj boli. A tak poza tym to ktoś zjadł twoje urodzinowe ciasteczka. - powiedziała
- moje ciasia?!
- tak . niestety. bardzo mi przykro. O masz dzieciaki. - przez chwilę uśmiechała się. Widać że jest zmęczona. Wzięła dzieci i położyła je na łóżku. Obserwowała jak gaworzą i bawią się jej włosami. Cierpliwe znosiła jak Jack brał kosmyki jej włosów do buzi. Brunet przysiadł się do niej i głaskał ją po ramieniu. Tak przetrwali większość przyjęcia. Nie mieli za bardzo ochoty widzieć nikogo z zaproszonych gości. Dopiero potem gdy Izzy miał odebrać zbiorowe życzenia urodzinowe zeszli na dół zostawiając dzieci na łóżku gdyż zasnęły.
- Izzy stary dziadu! - zaśmiał się Perry widząc schodzącego chłopaka.
- czego chcesz? starszy jesteś.
- nic. nie napiłeś się ze mną.
- i ? dobra dawać te życzenia i wypierdalać. - zaśmiał się. Złożyli mu życzenia i dali drobne prezenty w postaci butelek Jacka Danielsa , kartek kupionych na stacji paliw bądź czekolady lub pralinek z nadzieniem alkoholowym. Potem wyszli. Gunsi zostali sami . Mam tu na myśli chłopaków i dziewczyny. Wliczają się już. Poszli spać pijani i obolali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz